Jedną z Jego licznych zasług jest rozwój ciepłych, przyjacielskich stosunków polsko-niemieckich. Zainicjował i koordynował niezliczoną liczbę arcypożytecznych projektów i akcji wsparcia w Polsce, Ukrainie i na Białorusi, organizował wielomilionową pomoc charytatywną dla mieszkańców Wrocławia, Gdańska, Torunia, Warszawy, Krakowa, Oświęcimia.
Był jedną z najwybitniejszych postaci w stuletniej historii Rotary International, niedoścignionym wzorem rotariańskiej służby drugiemu człowiekowi, uosobieniem fundamentalnych rotariańskich cnót: przyjaźni, otwartości, miłości bliźniego, empatii, uczciwości, tytanicznej pracowitości, bezinteresownego zaangażowania w pomoc bliźnim, niezłomnego służenia dobru i prawdzie, poświęcenia i stuprocentowego oddania rotariańskiemu hasłu: „Service above self” – „Służba ponad dobro własne”.
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP i Federalnym Krzyżem Zasługi RFN oraz olbrzymią liczbą orderów i medali od władz różnych szczebli, uniwersytetów, organizacji i instytucji – w uznaniu wybitnych zasług na rzecz pojednania polsko-niemieckiego oraz wielkiego wkładu, jak wniósł w upowszechnianie bolesnej prawdy o II wojnie światowej i obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau.
Współzałożyciel i honorowy członek klubu Rotary w Oświęcimiu, z którym zrealizował ponad 100 projektów i akcji pomocowych o łącznej wartości 3,7 mln złotych. Wyróżniony Medalem Miasta Oświęcim. Członek Rady Fundacji Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu.
Honorowy członek RC Toruń, RC Szczecin, RC Tarnopol, RC Wrocław. Inicjator akcji wymiany młodzieży, niezliczonej liczby wyjazdów, spotkań, odwiedzin, stypendiów… Wieloletni przewodniczący sekcji niemieckiej Komitetu Niemcy-Polska, patron i honorowy przewodniczący Europejskiego Parlamentu Młodzieży Krajów Sąsiadujących.
Płonął dobrocią i rozpalał nią serca innych. Nigdy nie usłyszeliśmy z Jego ust: „nie da się” lub „nie mam czasu”. Zawsze mogliśmy na Niego liczyć. Naprawdę ZAWSZE.
Odszedł po ciężkiej chorobie w wieku 77 lat.
Pozostanie dla nas absolutnym wzorem.
Wzorem Rotarianina.
Wzorem Człowieka.
Ratzeburg: 30 segregatorów z pomysłami pilnej pomocy
Urodził się w 1940 r. w Szczecinie. Po wojnie trafił z rodzicami do zachodnich Niemiec. W 1967 r. zaczął studiować weterynarię na uniwersytecie w Hanowerze. Na uczelni poznał polskich studentów z wymiany młodzieży, byli niezwykle przyjaźni i serdeczni. Zaczął pielęgnować zadzierzgnięte wówczas więzi przyjaźni, w latach 70. namówił 30 kolegów na dwutygodniową wycieczkę do Polski.
Polska stała się dlań drugą miłością, obok żony Ilsy, z którą przeżył pięknie pół wieku. Trzecią miłością Richarda było Rotary.
Podczas pierwszej podróży do komunistycznej Polski obiecał sobie zrobić wszystko, by zdemontować żelazną kurtynę. Ale nie na zasadzie wielkiego wybuchu i za sprawą wielkich słów. Ot, kawałek po kawałku, przy użyciu najskuteczniejszej broni: spotkań, rozmów, przyjaźni ludzi. Współpracy odmieniającej serca Polaków i Niemców, przełamującej lody, bariery, stereotypy.
Ale też dzięki bezinteresownej pomocy Niemców – dla Polaków. Doskonale zdawał sobie bowiem sprawę z ogromu cierpień, jakie Niemcy – członkowie Jego narodu – zadali swym wschodnim sąsiadom. Sam niewinny, czuł się odpowiedzialny za ciemną przeszłość. Zastrzegał, że wie, iż nigdy nie da się zmyć winy takiej, jak Auschwitz. Ale zarazem Auschwitz nie może pozostać czymś, na co Niemcy nie próbują znaleźć odpowiedzi. Ta odpowiedź może być tylko jedna: czynić dobro, pomagać, aktywnie solidaryzować się ze słabszymi, potrzebującymi. Nigdy nie zawieść polskich przyjaciół.
Niestrudzenie przekonywał do takiego myślenia innych Niemców. Skutecznie.
Zyskał powszechny szacunek i zaufanie, a przede wszystkim przyjaźń i miłość wielu Polaków.
W ciągu czterech dekad odwiedził Polskę przeszło dwieście razy, głównie po to, by wspierać swoich przyjaciół oraz przyjaciół swych przyjaciół będących w potrzebie. Ciągnął ze sobą kolegów z Ratzeburga, Lubeki i innych klubów – zagrzewając do współpracy.
Telefon w jego pokoiku niemal nie milkł. Choć Richard przeszedł na emeryturę trzynaście lat temu, regularnie wpadał do swojej lecznicy dla zwierząt, a w domu urządził sobie regularne biuro – jedyną w swoim rodzaju skrzynkę kontaktową Rotary dla Europy Środkowej. Siadał codziennie na sześć godzin w tych swoich 12 metrach kwadratowych, kilka kroków od bawialni i uroczego balkonu ze stolikiem kawowym, przy skromnym ikeowskim biurku i sprzętach, i wydzwaniał lub pisał do swej drugiej ojczyzny – Polski.
Co słychać?
Ktoś potrzebuje pomocy?
Jak postępy w projektach?
Co mogę odhaczyć na mojej żółtej karteczce – jako „zrobione”?
Odhaczone wrzucał do opasłych segregatorów – i do archiwum. Na bieżące projekty miał inne segregatory, podręczne. Ostatnio uzbierało się ich ponad trzydzieści.
Potwornie zaharowany emeryt. – Jestem tylko prostym rotarianinem – mówił.
Bo taki, jego zdaniem, winien być w Rotary każdy.
Drugi dom: Oświęcim
Jedna z pierwszych fotografii, jakie zrobiliśmy Richardowi Pyritzowi podczas jego licznych wizyt w Oświęcimiu, była bardzo dziwna, by nie rzec – zagadkowa. Ręka fotografa drgnęła, światło nieco zblikowało i nad głową naszego Przyjaciela pojawiła się na zdjęciu idealna aureola. Śmieliśmy się z tego serdecznie na kolejnym spotkaniu z Nim: Richard – nasz święty.
Śmieliśmy się, ale już wtedy, na początku naszej przygody z tym niezwykłym człowiekiem, czuliśmy, że ów świetlny blik uznać trzeba raczej za symbol niż przypadek. Utwierdzaliśmy się w tym przekonaniu z każdym dniem, miesiącem, rokiem – z każdym spotkaniem z Naszym Rysiem, bo tak go szybko zaczęliśmy nazywać. On nie potrafił wypowiedzieć „Rysiu” (choć próbował, a po polsku rozumiał więcej niż by się mogło wydawać), my wymawialiśmy to zawsze z wielką czułością. A zarazem – wielkim respektem.
To Richard z Lubeki, członek klubu Ratzeburg Altesalzstrasse, zmobilizował paczkę oświęcimian do założenia klubu Rotary. Owszem, inny nasz wielki druh, zmarły niedawno architekt MDSM Helmut Morlok z bawarskiego Isny, rzucił hasło i przekonał nas co całej idei. Ale To Richard, przy wsparciu kolegów z RC Kraków – Wawel (z ówczesnym gubernatorem Janem Wraną na czele), pomógł nam przekuć ideę w czyn.
Cały on. Przyjechał z tym swoim niezapomnianym notesem pełnym jeszcze bardziej pamiętnych żółtych karteczek, na których precyzyjnie wypisał, co po kolei trzeba zrobić, by powstał klub. Na następnych spotkaniach – także swoim zwyczajem – odhaczał, co zrobiono, a czego jeszcze nie. I uśmiechał się szeroko, przyjacielsko, czule spoglądając na nas oczyma błękitnymi i bezchmurnymi jak niebo.
A my nie byliśmy w stanie odmówić, powiedzieć:: „nie da się, nie mamy czasu, jesteśmy zaharowani itp.”. Mobilizowaliśmy się podwójnie, robiliśmy, co trzeba. Aż – bardzo szybko – zaraziliśmy się Jego rotariańskim zapałem. Co było tylko wodą na jego pracujący na pełnych obrotach młyn pomysłów.
Richard, wizytując Polskę w 2004 roku wraz ze swym klubowym kolegą Manfredem Bernerem, dostrzegł w Oświęcimiu olbrzymi potencjał polsko-niemieckiej współpracy. I przyjaźni. A jego ukochana żona, cudowna Ilsa, podczas przenikliwej przechadzki po mieście zauważyła potrzeby mieszkańców, które można by zaspokoić dzięki pomocy niemieckich rotarian. Uznaliśmy to za dobry pomysł i jeszcze zanim RC Oświęcim miał swój charter – zrealizowaliśmy kilka dużych programów pomocowych. M.in. z Lubeki dotarł do oświęcimskiego szpitala powiatowego cenny sprzęt medyczny, w tym komplet aparatury anestezjologicznej – i to w momencie trudnym dla tej placówki, gdy jedyny sprawny sprzęt tego typu (znacznie bardziej wysłużony od lubeckiego) znajdował się na OIOM-ie i nie można było przeprowadzać planowych zabiegów.
Powiedzmy to jasno: ta ważna pomoc, ratująca życie i zdrowie setek ludzi, nigdy by się nie zdarzyła, gdyby nie Richard. Bez jego determinacji nie tylko nie udałoby się zgromadzić środków, ale i opanować wszystkiego organizacyjnie, logistycznie. To Richard był spiritus movens niezwykłego pospolitego ruszenia wielu klubów w Polsce i Niemczech. To za jego sprawą owo pospolite ruszenie przeistoczyło się w sprawną organizację bezinteresownej pomocy. „Służba ponad dobro własne” – to hasło widnieje na najważniejszym rotariańskim odznaczeniu. Ale żadne odznaczenia, ani nawet tony odznaczeń, nigdy nie oddadzą ogromu zasług Richarda – dla drugiego człowieka.
Lekarstwa dla oświęcimskich serafitek, setki krzeseł dla klubu niewidomych, dla jadłodajni i noclegowni dla bezdomnych, wreszcie pierwszy oficjalny projekt RC Oświęcim, świeżo po charterze (czyli przyjęciu w szeregi Rotary International): aranżacja terenów zielonych przy Domu Pomocy Społecznej w Bobrku pod Oświęcimiem, obejmująca ogród z przestronną altanką, ławeczki, huśtawki oraz przyrządy do rehabilitacji i rekreacji dla ponad 200 pensjonariuszy. Richard zapalił do tej idei rotarian z Aschaffenburg-Schönbusch i cały niemiecki dystrykt 1950.
– Bez waszej pomocy to smutne jeszcze przed kilkoma miesiącami miejsce nie przeistoczyłoby się w tak radosny ogród. Roześmiane twarze naszych podopiecznych mówią same za siebie – mówił dyrektor DPS-u Mariusz Sajak podczas uroczystego otwarcia ogrodu. Trzeba było zobaczyć te twarze.
Richard stał skromnie z boku. I filuternie się uśmiechał, gdy jeden z pensjonariuszy zauważył go i wręczył mu z wdzięczności bukiet polnych kwiatów. Tak Nasz Przyjaciel spełniał swe kolejne marzenia. Pomagając innym. Przywożąc komputery do placówek oświatowych, drogie lekarstwa ratujące życie oświęcimskiego ośmiolatka z biednej rodziny, dwa tysiące (!) bożonarodzeniowych paczek dla najuboższych z całego powiatu, pieniądze na dożywianie dzieci…
To Richard pomógł nam w kilkunastu klubach niemieckich i kilku dystryktach znaleźć olbrzymie środki na nasz najambitniejszy projekt, do którego zainspirowała nas de facto Ilsa: wyposażenie w komplet sprzętu salezjańskiego klubu dla dzieci i młodzieży z dzielnicy Oświęcimia najsilniej dotkniętej problemami społeczno-ekonomicznymi. Placówka powstała w parafialnym budynku sąsiadującym z b. obozem Auschwitz, 150 metrów od bramy „Arbeit macht frei”. W dużej mierze za sprawą tego – wartego 100 tys. dolarów – grantu, w który zaangażowało się dziesiątki rotarian oraz dzięki wytężonej, owocnej pracy salezjanów osiedle zyskało szansę na normalny rozwój.
Dzieci otrzymały do dyspozycji nowoczesne komputery, aparaty fotograficzne i sprzęt wideo, instrumenty muzyczne, przenośną scenę teatralną, projektor, urządzenia fitness, ogródek zabaw dla najmłodszych, sale do korepetycji i nauki języków, klub zyskał zaplecze w postaci świetnie wyposażonej kuchni. W rękach salezjańskich wychowawców i ich wolontariuszy rotariański dar stał się narzędziem wielkiej przemiany społecznej. Na lepsze.
To dzięki zaangażowaniu i niebywałej determinacji Richarda rząd Niemiec wyasygnował 100 tys. euro wspierając w krytycznym momencie budowę pomnika – hospicjum powstającego w Oświęcimiu z inicjatywy byłego więźnia Auschwitz Augusta Kowalczyka i rotarianki Heleny Wisły. Richard stawał na głowie, by oprócz pieniędzy dotarł do tej placówki specjalistyczny sprzęt. A na otwarcie hospicjum zainicjował kolejne świetnie zorganizowane pospolite ruszenie klubów w Niemczech i Polsce, by zakupić nowoczesną karetkę z podnośnikiem do transportu niepełnosprawnych.
Kiedy w 2010 r. część mieszkańców okolic Oświęcimia ucierpiało od powodzi – organizował pomoc, podobnie jak wcześniej, w 1997 r., robił to na zalanych po dachy obszarach Polski zachodniej, w tym – Opolu i Wrocławiu.
Przekonał kolegów z RC Hannover do wsparcia ambitnego projektu Rotariańskiego Centrum Dokumentacji. Dzięki darowi Rotarian udało się doposażyć Dział Programowy Międzynarodego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu (MDSM). Celem było dostosowanie koncepcji pedagogicznej na nowe czasy, gdy zabraknie bezcennych rozmów z byłymi więźniami.
Zrealizowany niedawno grant ułatwia przeglądanie obszernego, gromadzonego przez lata materiału źrodłowego, umożliwia jego kompleksową profesjonalną archiwizację i udostępnianie naukowcom, a także pracę z młodzieżą na historycznych źródłach i zapisach.
Richard doglądał realizacji tego ważkiego zadania już podczas ciężkiej choroby. Mimo to nigdy nie odpuścił. Na każdym etapie, jak zawsze, mogliśmy liczyć na jego radę, wsparcie, a jak trzeba – telefon, mejl, przysłowiowe huknięcie – gdzie trzeba. Skuteczne.
Opatrzność zabrała nam Richarda z naszego świata – który był dzięki niemu prostszy, znośniejszy, piękniejszy – zdecydowanie przedwcześnie.
Richard miał w sobie nieprzebrane pokłady serdeczności, którą mógł nas obdarzyć. Przyjaźni, którą mógł nas otulić. Empatii, którą mógł nas zarazić.
W swym notesie spisał setki kolejnych idei, pomysłów, grantów, projektów pomocy, które uznalibyśmy za własne w mgnieniu jego błękitnych oczu. I do których on pomógłby nam znaleźć sojuszników.
O niektórych ideach zdążył nam wspomnieć, większość pozostała na żółtych karteczkach. Do wykonania. Traktujemy je jak testament najbliższej osoby.
Przyjaciele z RC Oświęcim
Fot. z arch. RC Oświęcim