Z myślą o drugim człowieku

Z myślą o drugim człowieku

O pasji pomagania potrzebującym, chorobie Heinego-Medina na którą chorował gdy był dzieckiem, jego karierze sportowej i komentatorskiej oraz o działalności w Rotary z Krzysztofem Głombowiczem członkiem RC Bydgoszcz Stare Miasto rozmawiała Ilona Nowacka.

Od jak dawna jesteś w Rotary i jak się znalazłeś w naszej organizacji?

To bardzo ciekawa historia, gdyż o Rotary dowiedziałem się startując w maratonach na wózku w USA i Kanadzie w latach 1988 – 1996, gdzie byłem kilka razy. O naszych klubach dowiedziałem się na spotkaniu, kiedy byłem zaproszony przez Annę Roszewską – Szatkowską po Paraolimpiadzie w Rio. Wtedy dowiedziałem się, że jest to Klub Rotary Bydgoszcz Stare Miasto, który został powołany kilka miesięcy wcześniej, że w mieście nad Brdą i Wisłą, są jeszcze dwa takie kluby, a w Polsce kilkadziesiąt. Na tym spotkaniu miałem opowiedzieć o sporcie osób niepełnosprawnych, czym on jest i jakie ma znaczenie w naszym życiu. Okazało się, że nie tylko ta tematyka bardzo interesowała członków Klubu, było także wiele pytań o specyfikę, klasy, podziały na grupy i dyscypliny. Najlepszym sposobem na wytłumaczenie wszystkiego było oczywiście zapisanie się do Klubu.

Zachorowałeś na chorobę Heinego-Medina mając 14 miesięcy, więc zmagasz się z tą chorobą praktycznie całe życie. Jak na Ciebie wpłynęła?

Każda choroba ma ogromny wpływ nie tylko na nasze życie, ale także życie naszych najbliższych. Chorowałem na nią raptem 4 tygodnie, ale z tego, co mówiła Mama, objawy były różne i bardzo stresujące, gdyż temperatura mojego ciała przekraczała wiele razy 40’C. Lekarze niestety nie tylko nie zorientowali się, co mi jest ale mówili rodzicom, że małe dziecko tak ma i szukają bez potrzeby jakichś tam chorób. Kiedy wirus znalazł sobie „dogodne miejsce” w rdzeniu kręgowym, sierpniowej soboty 1959 roku, rodzice przeżyli szok. Byłem kąpany i kiedy Mama wyjęła mnie z wanienki już nie mogłem stać na nogach. Kiedy mnie stawiała przewracałem się na lewą stronę i wszelkie wcześniejsze objawy choroby (jak np. brak apetytu czy gorączka) raptem ustąpiły. Zaczął się ich i mój dramat, szpitale, operacje, zabiegi i długa żmudna tzw. rehabilitacja, która trwała nieustanie do 16 roku życia. Trudno jest opisać w kilku słowach jaki choroba miała wpływ, ale to dlatego, że trudno jest dziecku wytłumaczyć dlaczego musi to wszystko przechodzić, dlaczego tak bardzo musi cierpieć i dlaczego tak bardzo boli. Każdemu dziecku jest bardzo przykro, kiedy nie może robić tego, co jego rówieśnicy, kiedy zostaje w szpitalu sam bez rodziców, a później w sanatoriach na kilka miesięcy. Kiedy jest świadkiem nie tylko bólu i cierpienia innych dzieci, jeszcze bardziej porażonych przez polio i pozostawionych przez rodziców i nie były to przypadki odosobnione. To był bardzo trudny okres w moim życiu i to pod wieloma względami: ból, cierpienie, niepewność, a także odrzucenie i wyśmiewanie kształtowało mój charakter i osobowość.

W Rotary wiele mówimy i wiemy o polio, ze względu na prowadzoną od wielu lat walkę o eliminację tej choroby na świecie. Jak polio wygląda z Twojej perspektywy?

Z mojej perspektywy wygląda to tak, że przebywając w szpitalach i sanatoriach, poznałem dziesiątki, jak nie setki cierpiących dzieci, które przechodziły to samo, co ja. Kiedy sport stał się moim sposobem na życie, poznałem kolejnych, którzy również byli porażeni tym wirusem w mniejszym lub większym stopniu. Następnie praca w spółdzielczości inwalidzkiej, tam kolejna grupa dorosłych już ludzi, którzy byli po polio. W końcu wyjazdy zagraniczne, jako sportowiec spotkałem się z kolejna grupą ludzi, którzy przeszli to samo. Aktywność sportowa pozwalała nam żyć ciekawiej i znacznie lepiej. Jednak szokiem było dla mnie, kiedy w tych podróżach dowiedziałem się, że są kraje gdzie ten wirus nadal zbiera swoje żniwo, m.in. w Afryce i Azji. Byłem świadkiem jak w szkole dzieci dostawały kolejną porcję szczepionki przeciw chorobie Heinego-Medina w płynie. Niewiele brakowało, a moje porażenie pewnie byłoby większe, gdyż mnie także ją podano i od razu wylądowałem w szpitalu. Okazało się, że jak już przeszedłem tę chorobę, nie powinienem jej dostawać, ale pielęgniarka o tym nie wiedziała.

24 października Rotary obchodzi Światowy Dzień Walki z Polio, czy Wasz Klub planuje włączyć się w te obchody i jeżeli tak to w jaki sposób?

Pewnie z tej okazji będziemy rozmawiać na jednym z naszych spotkań nie tylko o tej chorobie, ale przede wszystkim o obowiązkowych szczepieniach. Okazuje się, że w XXI wieku, nie tylko w naszym kraju, ale także innych, mamy coraz więcej rodziców, którzy nie szczepią swoich dzieci i tu jest największe zagrożenie. Nie tylko dla ich dzieci, ale także dla nich samych, gdyż nie zdają sobie sprawy, na jakie cierpienie i ból narażają siebie i dziecko.

Jesteś bardzo aktywny, udowadniasz, że niepełnosprawność jest atutem. Pewnie nie zawsze tak było. Jak zaczynałeś swoją przygodę ze sportem?

To prawda, lata dzieciństwa, młodości i dorastania były bardzo ciężkie i niezrozumiałe dla dziecka. Czemu tak musi być, czemu tyle jest bólu i cierpienia, czemu muszę być po za domem, w miejscach gdzie nie chcę być, gdzie nie ma rodziców i rodzeństwa? Nie rozumiałem, dlaczego byłem wyśmiewany, przezywany od kulawców, kuternogów, dlaczego żyję za karę a rodzice maja mnie za karę. Miałem to szczęście i nieszczęście zarazem, że do szkoły średniej po ciężkich bojach, znajomościach w innych środkach, rodzicom udało się mnie umieścić w Zespole Szkół Elektronicznych w Jeleniej Górze. Tam trafiłem na nauczycieli, którzy nie tylko niespecjalnie mnie lubili, ale nawet na takiego, który wyrzucał mnie z zajęć praktycznych, mówiąc, że nie będzie za kulawego odpowiadał. Jednak byli i tacy, którzy mi pomagali, wspierali i motywowali, zarówno do nauki, poznawania nowych dziedzin, jak też sportu. Chociaż z nim tak na dobrą sprawę zetknąłem się w sanatoriach, gdzie w tamtych czasach lekarze, tzw. rehabilitanci, wiedzieli, że najlepszą formą jest wszelka aktywność sportowa i rywalizacja. Miałem ogromną smykałkę do ćwiczeń siłowych i gimnastycznych i tu nagle „ściana” przepisów i zakazów! Dzisiaj niestety jest nadal tak, że wszystkie dzieci z niepełnosprawnościami są zwolnione z wychowania fizycznego, co jest ogromnym błędem! Jednak czasami pojawia się ktoś mądry, ludzki, otwarty na nas, jak mój wychowawca, Stefan Bałkowski, nauczyciel WF, który tylko nie zakazywał, ale wręcz zachęcał i mówił: próbuj, staraj się. Sam w naszej szkole zrobił małą siłownię, gdzie, uczniowie rywalizowali co roku w czerwcu w zawodach w wyciskaniu sztangi leżąc. Miałem to szczęście, że przez ostatnie 2 lata mojej nauki byłem tym najsilniejszym uczniem, co oczywiście miało ogromne znaczenie. To właśnie dla sportu opuściłem dom rodzinny i mój ukochany Miłoszów, chociaż wtedy niekoniecznie taki był. Z czasem jednak zmieniamy nie tylko spojrzenie, ale także odczucia. Dalsza droga sportowa była już kontynuowana w Bydgoszczy i ponad 2-letnim pobycie w Będzinie, m.in. w ciężarach, pływaniu, lekkiej atletyce, narciarstwie klasycznym itd.

Jak zostałeś komentatorem sportowym?

Dobre pytanie, które często jest mi zadawane. Ktoś by powiedział – przypadek, jednak ja nie wierzę w przypadki. Wszystko w naszym życiu dzieje się z jakiegoś tam powodu. Moja przygoda z komentowaniem, wypowiadaniem się nie tylko na temat sportu, ale także, czym i jaka jest niepełnosprawność, zaczęła się po 1990 roku. Czemu wtedy, bo wtedy było można już otwarcie mówić, że w naszym kraju żyją nie tylko zdrowi i sprawni Polacy. Takie to były czasy, ale ja już wtedy miałem coś do powiedzenia i starałem się nie tylko swoją postawą, wynikami, ale także słowami, przekazywać, na czym polega ta nasza sportowa rywalizacja i jakie ma znaczenie, nie tylko w zdobywaniu medali. To dzięki moim kolegom i koleżankom, którzy, po 1990 roku na naszych zawodach, kiedy pojawiali się pierwsi dziennikarze z pytaniami, odsyłali do mnie. Tak to się zaczęło. Z roku na rok tych wypowiedzi, wywiadów było coraz więcej, aż w końcu sami też poprosili abym skomentował dany wyścig czy start w jakiejś dyscyplinie. Nie było to wcale takie łatwe, gdyż pojawiało się wielu zazdrosnych i złośliwych: kim on w końcu jest? Startującym zawodnikiem, czy komentatorem? Jednak wielu organizatorów nie tylko dawało mi taką możliwość, ale jeszcze znajdowało parę groszy. I tak łączyłem moje starty w wyścigach na wózkach i w ciężarach z komentowaniem zmagań innych sportowców jeszcze przez kilka lat. A jak trafiłem do pełnosprawnych? Można powiedzieć, że ktoś mnie usłyszał, zobaczył, może nawet odkrył i dał szansę poprowadzenia Mistrzostw Europy w Biathlonie w Kościelisku, z udziałem Tomasza Sikory w 2000 roku. Następnego roku była już Uniwersjada w Zakopanem, kolejny rok to mój pierwszy Puchar Świata w skokach narciarskich z udziałem Adama Małysza itd.

Każdy komentator ma listę „wpadek” antenowych, czy masz jakąś swoją, którą szczególnie pamiętasz?

Co do wpadek, to nikomu ich nie brakuje, zawsze się one zdarzają i nawet są wskazane, bo wtedy zapadamy w pamięć kibiców. Oczywiście, że takie miałem, choćby prowadząc imprezę w Konstancinie w 1996 roku z udziałem pierwszej damy RP, Jolanty Kwaśniewskiej, byłem tak przejęty, że zamiast powiedzieć Jolanta, powiedziałem Joanna. Szybko się zorientowałem i przepraszając, powiedziałem to imię mojej byłej żony, ale stres był jak cholera. Było mi dane jeszcze wiele razy spotkać się z Pierwszą Damą, np. w 2012 roku podczas Pucharu Świata w biegach narciarskich z udziałem Justyny Kowalczyk na Polanie w Jakuszycach. Zawsze mnie pamiętała, jak była tylko taka możliwość, zapraszała na kawę, czy jak w Szklarskiej Porębie na kolację i wspominaliśmy ten moment. Kolejną, którą pamiętam i kibice często jak mnie spotykają, to kiedy prowadziłem Puchar Świata w skokach chyba w 2003 roku. Witając kibiców, których jest dziesiątki tysięcy, na jednej z setek flag zobaczyłem napis WKS Zakopane i powiedziałem WKS Zawisza… Od razu się zorientowałem i zacząłem mówić o Bydgoszczy, gdzie wielu kibiców bardzo uradowało, że jestem z ich miasta. Raz jeszcze podobna sytuacja zdarzyła mi się podczas Pucharu Świata w Wiśle.

Komentujesz wiele wydarzeń sportowych, czy któreś z nich było dla Ciebie wyjątkowo ważne?

Było ich wiele, a nawet bardzo wiele, ale to, które otworzyło mi drogę do tzw. dalszej kariery, było związane z Mistrzostwami Polski w lekkiej atletyce dla niepełnosprawnych. Mimo oporów, nawet sugestii zakazu, organizatorzy, najpierw w Grudziądzu – Krystyna Grabowska, a później w Gdańsku – Jerzy Lamparski powiedzieli, Krzysztof, będzie prowadził te mistrzostwa i startował, kiedy przyjdzie jego czas startu. To mnie ukształtowało, dodało wiary w siebie, wypracowałem swój własny styl, który od ponad 20 lat doceniają organizatorzy w całej Polsce zapraszając mnie na wiele różnorodnych imprez, z Walką Czołgów w Orzyszu włącznie – haha! No i chyba ta najważniejsza, która odbiła się najszerszym echem w kraju, to propozycja poprowadzenia Pucharu Świata w skokach narciarskich w 2002 roku. Rafał Gucia, obecnie mój przyjaciel, który był tam głównym prowadzącym, zapytany z kim chce prowadzić, powiedział, że ze mną. Poznaliśmy się dwa lata wcześniej podczas ME w Biathlonie i rok później prowadziliśmy konkurencje, podczas Uniwersjady. Pamiętam jak bardzo byłem podekscytowany i szczęśliwy, jak bardzo chciałem podzielić się z całym światem, jaki to zaszczyt mnie spotkał i wyróżnienie. Jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię, kiedy nawet ludzie ze świata sportu, lekarze, dobrzy znajomi, pytali czy to jest zadanie dla niepełnosprawnej osoby. Oczywiście obracałem to w żart i mówiłem, że wiem o tym, że niepełnosprawni sportowcy potrafią wiele, ale jeszcze nie skaczą na nartach. Wielu z nich uwierzyło dopiero wtedy, kiedy Włodzimierz Szaranowicz wspomniał o nas w transmisji telewizyjnej w TVP. Na pewno ogromnym przeżyciem było prowadzenie różnych Gal, imprez z Grażyną Torbicką, Agatą Młynarską, Anną Dymną, Darkiem Szpakowskim, Włodzimierzem Szaranowiczem czy Michałem Olszańskim.

Twoja działalność charytatywna nie kończy się na Rotary, opowiedz o innych swoich projektach.

Jest ich równie dużo jak imprez, które prowadziłem i prowadzę na przestrzeni tych dziesiątków lat. Już w szkole średniej próbowałem działać i pomagać na różnych płaszczyznach. W latach 80 ubiegłego wieku, już działałem na rzecz niepełnosprawnych i zakładaliśmy niezależne organizacje. Byłem pierwszym, który przekonał do promowania sportu niepełnosprawnych ludzi z TVP, przy dużej pomocy i podpowiedzi Włodzimierza Szaranowicza, i już w 1996 roku na Paraolimpiadę wysłano ekipę TVP z Januszem Pinderą, gdzie zrobiliśmy ciekawy reportaż. Byłem także pierwszym niepełnosprawnym, który wystąpił w jego autorskim programie „Jeden na Jeden”. Robiłem wiele rzeczy jak choćby Bale Paraolimpijskie, pierwszy 2002 roku w Hotelu City w Bydgoszczy, gdzie nagradzano najlepszych sportowców niepełnosprawnych. Udało mi się przekonać wielu decydentów i wprowadzić na styczniowy Bal Mistrzów, najlepszego sportowca niepełnosprawnego w 2004 roku, a był nim dwukrotny złoty medalista z Aten, Tomasz Blatkiewicz. Od blisko 18 lat współpracuję z Anną Dymną i od 15 lat z jej Fundacją „Mimo wszystko”, dla której organizuję i prowadzę m.in. pokazy sportowe „Zwyciężać mimo wszystko”. Z lokazji 15-lecia Fundacji prowadziłem imprezę „Każdy ma swoje K2” pod Kopcem Kościuszki, gdzie 15 wózkowiczów z różną niepełnosprawnością spotkało się ze znanymi himalaistami. Od 10 lat współpracuję i organizuję gości na Europejski Festiwal Filmowy „Integracja Ty i Ja”, z którymi jeżdżę i moderuję spotkania w młodzieżą w szkołach, z osadzonymi w zakładzie karnym. Jestem także od wielu lat wiceprezesem klubu sportowego „Start” Bydgoszcz, gdzie wspieram, pomagam i odkrywam przyszłych sportowców.

Twoje plany na przyszłość?

Dobre pytanie, które jest mi także zadawane na wielu spotkaniach. Zawsze wtedy odpowiadam, że już tyle udało mi się osiągnąć, zrobić, poznać i przeżyć. Moim planem jest to, żebym nadal był tym człowiekiem, jakim jestem, robił to, co robię najlepiej jak potrafię z myślą o drugim człowieku. I to, czym zawsze szokuję szczególnie młodzież, że chcę być dobrym i prawym człowiekiem, a nic nie mówię o samochodzie, domu, podróżach itd. Odpowiadam im, że już to mam i przejechałem, a także przeleciałem kawał świata. Oczywiście mam jak każdy człowiek marzenia i plany, jeżeli ziści się szansa, którą daję sobie od wielu, wielu lat, grając w Lotka i nawet ostatnio także w Euro Jackpota.

Fot. z archiwum prywatnego Krzysztofa Głombowicza

Zobacz też

Pomagają zbudować dom

Pomagają zbudować dom

Service above self. To motto każdego Rotarianina. Rotarianie z RC Młyniec Drugi głęboko wierzą, że pomagając innym zmieniają świat na…

Pożegnanie Krzysztofa Wróblewskiego

Pożegnanie Krzysztofa Wróblewskiego

Pożegnaliśmy w dniu 26 marca 2024 r. naszego Serdecznego Przyjaciela, Członka Rotary Club Zamość, Krzysia Wróblewskiego. Ceremonia pogrzebowa odbyła się…

Fakty na temat Rotary

Rotary to organizacja apolityczna i świecka, która łaczy ludzi wszystkich zawodów, narodowości i przekonań
Aktulanie ponad 1,2 mln Rotarian działa w 200 krajach i obszarach geograficznych, w 34 tysiącach klubów
Nasze motto brzmi: „Służba na rzecz innych ponad własną korzyść” (w języku angielskim "Service Above Self")
Jedną z najbardziej spektakularnych akcji podjętych przez Rotary International była zainicjowana w 1985 historyczna misja, uodpornienia wszystkich dzieci świata przeciwko chorobie Heinego-Medina.

Jedną z najbardziej spektakularnych akcji podjętych przez Rotary International była zainicjowana w 1985 historyczna misja, uodpornienia wszystkich dzieci świata przeciwko chorobie Heinego-Medina.

Pracując wspólnie z rządami wielu krajów oraz organizacjami pozarządowymi w kampanii Rotary Polio Plus zaangażowano 100 tysięcy wolontariuszy organizując szczepienia ponad miliarda dzieci. Dzięki tym wysiłkom Rok 2005 został uznany za rok uwolnienia świata od tej groźnej choroby. *****Kliknij na END POLIO NOW - by obejrzeć film o POLIO po polsku i zobaczyć, co mówią polscy lekarze oraz jak z POLIO walczy Rotary w Polsce*****

Jak działa Rotary?

Wspieranie pokoju
Wspieranie pokoju

Obecnie około 42 mln osób jest wysiedlonych w wyniku konfliktów zbrojnych lub prześladowań. Rotary Peace Fellows doskonali umiejętności, by wzmocnić działania pro pokojowe na świecie oraz rozwija zdolności mediacyjne lokalnych liderów by zapobiegać konfliktom.

Walka z chorobami
Walka z chorobami

Ponad 100 milionów ludzi każdego roku znacznie ubożeje z powodu wysokich kosztów medycznych. Staramy się poprawić i rozszerzyć dostęp do taniej i bezpłatnej opieki zdrowotnej na obszarach słabo rozwiniętych.

Dostarczanie czystej wody
Dostarczanie czystej wody

Ponad 2,5 miliarda ludzi nie ma dostępu do odpowiednich urządzeń sanitarnych. Co najmniej 3000 dzieci umiera każdego dnia z powodu biegunek wywołanych nieczystą wodą. Dajemy społecznościom możliwość rozwijania i utrzymywania systemów wodnych i sanitarnych. Wspieramy badania związane z wodą.

Opieka nad matką i dzieckiem
Opieka nad matką i dzieckiem

Co najmniej 7 milionów dzieci poniżej 5 roku życia umiera co roku z powodu niedożywienia, słabej opieki zdrowotnej i złych warunków sanitarnych. Aby zmniejszyć te dane, zapewniamy szczepienia i antybiotyki dla dzieci oraz zwiększamy dostęp do podstawowych usług medycznych.

Wspieranie edukacji
Wspieranie edukacji

67 milionów dzieci na świecie nie ma dostępu do edukacji a ponad 775 mln ludzi powyżej 15. roku życia to analfabeci. Naszym celem jest wspieranie lokalnych społeczności w ich dążeniu do uzyskania podstawowej edukacji i umiejętności pozwalających na godne życie.

Wspieranie lokalnej przedsiębiorczości
Wspieranie lokalnej przedsiębiorczości

Prawie 1,4 mld zatrudnionych ludzi żyje za mniej niż 1,25 $ dziennie. Realizujemy takie projekty, które zwiększają rozwój gospodarczy lokalnych społeczności i umożliwiają godną i efektywną pracę osobom młodym oraz starszym.