W samo południe, pierwszego dnia prawosławnej Wielkanocy przyjeżdżam wraz z ekipą medialną Rotary International do domu w Wojciechowie w województwie lubelskim, w którym od końca marca 2022 roku przebywa grupa ukraińskich uchodźców. Większość z nich to osoby niesłyszące, porozumiewające się językiem migowym.
Cisza dramatycznych wyznań
Z nimi będę rozmawiała. Ich słowa docierają do mnie bezgłośnie. I dwutorowo: przez pośredniczących w komunikacji tłumaczy języka migowego. Najpierw Stanisław tłumaczy z języka migowego ukraińskiego na migowy polski, a Jolanta tłumaczy mi z polskiego języka migowego na mówiony. Za to przez cały czas mówią ich oczy. Mówią i głęboko patrzą w moje, jakby chciały wyczytać z nich, czy dobrze zrozumiałem i co myślę. Ta cisza dramatycznych wyznań i ich oczy zostaną w mej pamięci na zawsze.
Powitanie i świąteczne zwyczaje
Gdy samochód podjeżdża na parking, przez okna wypatrują nas i pozdrawiają przyjaźnie jego mieszkańcy. Ich uśmiech i otwartość wskazują, że czują się tu dobrze i bezpiecznie. Co zresztą znajduje potwierdzenie w późniejszych rozmowach.
Wraz z nami przyjeżdżają Rotarianie z Rotary Club Lublin Centrum. Przywożą czystą pościel i inne potrzebne rzeczy. Przekazują je mieszkańcom. W środku czeka na nas odświętnie zastawiony stół.
Pani Oksana uprzedza nas, że poczęstunek wielkanocny jest skromny, bo świadomość, że ich mężczyźni i bliscy w Ukrainie mogą nie mieć ani prądu, ani gazu, wody i jedzenia nakazuje im skromność.
– Emocje nie pozwalają nam spędzać tych świąt w spokoju i radości – podkreśla Oksana.
Krótka modlitwa i zasiadamy do stołu. Posiłki przypominają te spożywane w katolickie święta. Też są jajka, sałatki, wędliny i babki drożdżowe. Pojawiają się także gołąbki i kotleciki. Natalia opowiada, że pisanki często maluje się na czerwono. Maluje się też buzie dziewczynek i chłopców, aby były piękniejsze. Są jednak i różnice, np. w regionie, z którego pochodzą goście nie polewa się wodą w „lany poniedziałek”. Byliśmy pewni, że śmigus-dyngus jest bardziej powszechny.
W zgodzie z wewnętrzną potrzebą
Cała grupa znalazła tu schronienie dzięki otwartości i chęci niesienia pomocy Rotarianina prof. Janusza Milanowskiego i jego małżonki dr Katarzyny Szmygin-Milanowskiej.
Prof. Janusz Milanowski to ceniony lubelski pulmonolog i członek RC Lublin Centrum. Od lat kieruje Kliniką Pneumonologii, Onkologii i Alergologii w Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. Wraz z żoną zaangażowali się w pomoc potrzebującym. Z własnych środków kupili dom w położonym niedaleko Lublina Wojciechowie, w którym według pierwotnych założeń, miał mieścić się ośrodek leczniczo-rehabilitacyjny dla ok. 30 osób w wieku 13-17 lat wraz ze szkołą. Niespełna rok temu założyli fundację „Projekt Arka”. Chcieli pomagać młodzieży zmagającej się z uzależnieniami, od narkotyków, alkoholu czy elektroniki. Udało im się zaprosić do współpracy zespół doświadczonych terapeutów. Wybuch wojny w Ukrainie zweryfikował te plany, więc… zaprosili grupę uchodźców z Ukrainy.
– Od pewnego czasu czuliśmy potrzebę zaangażowania się w pomaganie innym. Sami czujemy się spełnieni. Mamy ciepłą kochającą się rodzinę, wspólnie – siedmioro wspaniałych dzieci, które też są nastawione prospołecznie. Dlatego postanowiliśmy podzielić się nie tylko zasobami materialnymi, ale też energią, zdolnościami organizacyjnymi, kapitałem społecznym. Nasi nowi mieszkańcy, czują się bardzo odpowiedzialni za dom i ogród, z dnia na dzień poznajemy się coraz lepiej – podkreślają gospodarze domu.
– Robimy to w zgodzie z naszą wewnętrzną potrzebą. Dużo rozmawiamy – gdy brakuje umiejętności, to korzystamy z komputerowego tłumacza. Nie namawiamy do zwierzeń – wiemy, że niektóre są zbyt bolesne, by o nich mówić. Na razie skupiamy się na naszych ukraińskich gościach. Ukraińcy chcą pracować także zawodowo, ale z tym jest problem. Przede wszystkim przeszkodę stanowi nieznajomość języka. Choć czasami się udaje – niedawno razem z Kasią znaleźliśmy pracę na budowie dla sześciu mężczyzn – opowiada prof. Janusz Milanowski.
Dom w Wojciechowie
Dom w Wojciechowie, ma ok. 400 metrów kwadratowych powierzchni. W domu jest wszystko co potrzebne do życia. W środku jest czysto i przytulnie i wszystko pachnie jeszcze nowością. Wokół budynku jest spory ogród, stoi też budynek gospodarczy.
– Utrzymanie takiego ośrodka to znaczny koszt. Ogrzanie pomieszczeń, wywóz nieczystości, prąd, gaz… to tylko niektóre koszty. Na bieżące wydatki otrzymujemy wsparcie ze Starostwa. Najtrudniejszy był etap urządzenia ośrodka. W domu były puste ściany, a my ścigaliśmy się z czasem i zbieraliśmy środki. Nie było łóżek, mebli, sprzętu AGD. Pomogli nam przyjaciele, znajomi, zaprzyjaźnione fundacje oraz Rotary Club Lublin Centrum. Obecnie największym wyzwaniem jest pozyskiwanie środków na codzienne utrzymanie domu– podkreśla prof. Janusz Milanowski.
Schronienie znalazło tutaj 29 osób – w tym 17 niesłyszących – z Ukrainy. Pochodzą z różnych stron. Największa grupa jest z Charkowa. Ich dom został zniszczony. Uciekli w ostatniej chwili z dziećmi. Grupa trafiła do Wojciechowa z Ośrodka Koordynacji Pomocy Uchodźcom przy Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Lublinie. Ich opiekunom bardzo zależało, aby osoby niesłyszące zamieszkały w jednym miejscu.
Oksana z dziećmi
35 letnia Oksana wraz z dziećmi: 11. letnia Sofią, 13. letni Pawłem i półtorarocznym Denisem przyjechali do Polski 16 marca 2022 roku. Oksana wraz ze swoją rodziną mieszkała w miejscowości Mościska, w obwodzie lwowskim. Niedaleko poligonu w Jaworowie. 13 marca 2022 roku nad ranem nastąpił atak rakietowy na to lotnisko, w którym zginęło kilkadziesiąt osób, a ponad 130 zostało rannych.
– Mąż jest policjantem i przez trzy dni nie przychodził do domu. Bałam się o męża, ale też o siebie i o dzieci. Jeszcze przed wojną, w telewizji, a także w szkołach apelowano, żeby mieć przygotowaną torbę z dokumentami i najpotrzebniejszymi rzeczami. Spakowałam się, ale myślałam, że nie będę musiała z niej korzystać. Tego dnia, kiedy został ostrzelany poligon w Jaworowie, mąż zadzwonił do mnie i powiedział żebym wyjeżdżała z dziećmi jak najszybciej. Kolejnego dnia wyjechaliśmy. Najpierw do Lublina, gdzie zatrzymałam się z dziećmi u znajomych, a następnie 29 marca 2022 roku trafiłam do Wojciechowa – mówi pani Oksana. – Gdy rozpoczęła się wojna, wiele osób z Kijowa wyjechało i przed granicą stały długie na 20 km kolejki. Rodzice z malutkimi dziećmi i z dziadkami zostawiali samochody, brali plecaki i szli pieszo z torbami do granicy. Chciałabym już móc wrócić do domu. Dzieci bardzo tęsknią za tatą – dodaje Oksana.
Oksana przed wojną zajmowała się dziećmi. Ale z wykształcenia jest ekonomistą i wcześniej pracowała w elektrowni jako księgowa.
Córka pani Oksany – Sofia pięknie rysuje, specjalnie na nasz przyjazd wspólnie z Katią i Tają narysowały piękny rysunek, na którym napisały: We love Ukraine, We love Poland, We love USA i podpisały nazwami miejscowości, z których pochodzą mieszkańcy domu: Dniepro, Zaporizhzhia, Chernirsti, Kyiv, Kharkiv. To była bardzo miła niespodzianka dla naszego międzynarodowego teamu.
Walik z rodziną
Jak mówią mieszkańcy domu, Walik jest tutaj kierownikiem. To on zajmuje się wszystkimi sprawami organizacyjnymi, dogląda ogrodu, zaplecza i części gospodarczej całego obejścia i najczęściej kontaktuje się z właścicielami.
Walik jest tutaj ze swoją małżonką i 11. letnią córką. Jego żona pracowała wcześniej jako protetyk, a on zajmował się córką. Walik przyjechał tutaj z Charkowa i za jego pośrednictwem trafiło tu jeszcze kilka osób.
– Z niektórymi ludźmi, z którymi tu jesteśmy spotkaliśmy się 400 km od Charkowa na stacji paliw. Oni planowali jechać do Niemiec, ale po rozmowie z nami postanowili obrać kurs na Polskę – opowiada Walik.
Jak podkreśla Walik dużo pomógł im Staś, który mieszka w Lublinie i także jest niesłyszący. Ten sam Staś, który teraz tłumaczy naszą rozmowę i… uśmiecha się z zadowoleniem. W pomocy wspierała także Stasia tłumaczka polskiego języka migowego Jola. Razem stworzyli niezawodny pomocowy team.
Natalia z mężem i synem
Natalia, wraz z mężem Giennadijem i synem Maksem przyjechali do Wojciechowa z Kijowa 6 marca 2022 roku.
– 5 lutego 2022 roku zacząłem pracować w Polsce. 24 lutego, gdy wybuchła wojna firma, w której pracowałem, dała mi wypowiedzenie. – opowiada Pan Giennadij. – Gdy zaczęła się wojna, najbardziej baliśmy się o syna, który został w Kijowie. Pojechałem po niego i razem przyjechaliśmy do Polski. Z Kijowa do Lwowa jechaliśmy dwa dni, dalej, aż do korków przed granicą dowiózł nas taksówkarz. Resztę przeszliśmy pieszo. W Polsce przestał działać mój telefon, nie znam języka, ale trafiliśmy na przyjaznych ludzi. W Wojciechowie czujemy się bezpiecznie, jest ciepło, jest dom i jest jedzenie. Jeżeli wojna się skończy to wrócimy. Mamy nadzieję, że w Ukrainie będzie kiedyś tak, jak w Polsce. Wierzę w Prezydenta Zeleńskiego. Jest odważny, został w Kijowie i walczy – dodaje.
Natalia, podobnie jak jej mąż i syn, jest osobą niesłyszącą. Urodziła się w Stanicy Ługańskiej – mieście bronionym przez wojska ukraińskie w 2014 roku, kiedy na Ukrainie wybuchła wojna, a wojska rosyjskie zajęły część wschodniej Ukrainy. W 2014 roku musiała pomóc swojej chorej matce, która mieszkała w Stanicy Ługańskiej, uciec z tego miasta do jej domu w Kijowie. Jej mama przez całe życie starała się by było jak najlepiej dla niej i dla jej siostry. W Stanicy Ługańskiej otworzyła swoją kawiarnię i salon fryzjerski. Niestety w 2014 roku mama Natalii musiała zostawić wszystko co osiągnęła i wyjechać do Kijowa. To był dla niej trudne do zniesienia. Te myśli i stan emocjonalny i fizyczny w efekcie miały złe konsekwencje. Mama Natalii zmarła w Kijowie pomimo wszystkich wysiłków córki, aby uratować jej życie i wesprzeć ją psychicznie i fizycznie.
– Gdy 24 lutego 2022 roku rosyjskie rakiety zaczęły bombardować Kijów, nie mogłam uwierzyć, że moja rodzina znów będzie musiała walczyć o swoje życie. To było jak straszny sen. Dziś ja, mój syn i mąż jesteśmy bezpieczni w Polsce. Jesteśmy bardzo wdzięczni Polakom, którzy pomogli nam znaleźć dom i zapewniają nam żywność i wszystko, czego potrzebujemy. Ciągle martwimy się o nasze rodziny w Ukrainie: mamę męża, które udało się uciec z Charkowa do Dniepra czy o rodzinę mojej siostry mieszkającej w Czerkasach.
Osobom niesłyszącym trudniej niż innym znaleźć pracę. W głębi serca czekamy na zwycięstwo armii ukraińskiej i wierzymy, że pewnego dnia będziemy mogli wrócić do domu, a Ukraina będzie jeszcze lepszym krajem niż była wcześniej. Tęsknimy za naszymi domami i ziemią i pragniemy, aby nad Ukrainą wzeszło słońce. – ze wzruszeniem opowiada Natalia.
Dima i Oksana ze Swietłaną i Szaszą
Dima i Oksana przyjechali z Charkowa 6 marca 2022 roku. Ich podróż także była długa i męcząca. Jechali do Polski trzy dni. Gdy już dojechali do Przemyśla, trafili do ośrodka dla uchodźców. Walik dał im numer telefonu i zadzwonili do Stasia. Jeszcze przez kilka nocy spali w różnych miejscach nim trafili do Wojciechowa.
Dima opowiada, że swój dom opuszczali w pośpiechu: – Z domu zabraliśmy tylko najważniejsze rzeczy, aby plecak był lekki. W Charkowie oboje pracowaliśmy w fabryce. Ja byłem operatorem maszyny, a Oksana pracowała na produkcji. Razem z nami przyjechała nasza sąsiadka Swietłana z synem Saszą. Sasza słyszy i teraz uczy się w polskiej szkole – opowiada Dima.
– 24 lutego zadzwoniła do mnie Swietłana i powiedziała, że jest wojna. Byłem zdziwiony. Wyjrzałem przez okno i powiedziałem: przecież nic się nie dzieje, jest spokojnie. Dopiero wieczorem usłyszeliśmy oficjalne informacje. Liczyliśmy, że wszystko się jakoś uspokoi. Ale było coraz gorzej. Przez tydzień siedzieliśmy w domu, ale na sąsiednie bloki zaczęły spadać rakiety. Mam nagrany film jak został zbombardowany sąsiedni blok. U nas powypadały szyby, nie było gazu i prądu. Był też duży problem z jedzeniem i z lekami, a ja choruję na cukrzycę. Nie wiem, co by było, gdybyśmy nie uciekli. Tu jest spokojnie, ciepło, rodzinnie. Mam lekarstwa. Wszyscy są bardzo życzliwi. Nie wiem, czy mój dom jeszcze stoi. Jeśli będzie do czego wracać, to wrócimy. Bo jednak tam jest nasz prawdziwy dom – oznajmia Dima.
Opieka Rotarian
Członkowie Rotary Club Lublin Centrum. Rotarianie włączyli się w pomoc w urządzeniu i prowadzeniu tego Ośrodka, wspólnie z fundacją „Projekt Arka”. Nicią Rotary są związani ze współzałożycielem Fundacji prof. Januszem Milanowskim. 31 marca 2022 roku RC Lublin Centrum przekazał 20 tys. zł na wyposażenie ośrodka, a wcześniej Rotarianin Jacek Woźniak przekazał dla Ośrodka sprzęt oświetleniowy wartości ok. 7 tys. zł.
Rotarianie z Lublina bardzo aktywnie angażują się w pomoc dla Ukrainy. Wysyłają transporty z pomocą za ukraińską granicę i opiekują się bezpośrednio ok. 40 osobami z Ukrainy. Dają im schronienie, wyżywienie i pomagają w adaptacji. W ostatnich dniach marca przekazali dla szpitala polowego w Ukrainie sprzęt medyczny o wartości 1,5 mln zł. Dar został zrealizowany w ciągu kilku dni od momentu podjęcia decyzji. Było to możliwe, dzięki pieniądzom otrzymanym z Rotary Dystrykt 7870 New Hampshire z Vermont z USA, a także zaangażowaniu wielu życzliwych osób, którym nie jest obojętny los Ukrainy.
– Z racji bliskości granicy już od pierwszych dni wojny członkowie Klubu odczuwają jej smutne skutki. Niedaleko Lublina zlokalizowanych jest kilka przejść granicznych, w tym przeznaczonych dla ruchu pieszego. Wielu z nas pomaga w różny sposób. W Krasnymstawie, w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Odrodzenia, został utworzony duży punkt zbiorczy i ośrodek dla uchodźców. Trafiają tam matki z dziećmi. Osoby, które tam przebywają mają zapewnioną opiekę lekarską i psychologiczną. Przez ośrodek przewinęło się do końca maja ponad 1000 osób. Po kilku dniach większość z nich jedzie dalej. Nasz klub jest w stałym kontakcie z niezawodną dyrektor szkoły Renatą Zwolak, a nasi członkowie przekazują tam różne dary. Ja sam jestem w tym ośrodku bardzo często. Kilka razy byłem też na granicy i przywoziłem swoim autem ludzi. Teraz jest już zorganizowany bezpłatny transport – mówi Grzegorz Wójcikowski Prezydent RC Lublin Centrum.
– – – –
To tylko niektóre z działań RC Lublin Centrum na rzecz Ukrainy. Prawie cały świat pomaga Ukrainie. Rotarianie także, służąc odmieniają życie potrzebujących.
Na pytanie o motywację i zaangażowanie się w pomoc na rzecz uchodźców członek Zarządu RC Lublin Centrum Jerzy Kargol odpowiada:
– Moje motywacje są proste. Każdy kto jest w potrzebie ma prawo liczyć na pomoc. A Rotarianie powinni być szczególnie do udzielania takiej pomocy skłonni. Bo tylko wtedy, gdy człowiek potrzebny jest innym, odnajduje sens swojego istnienia. Ja ciągle wierzę w ludzi, którzy są ponad podziałami i mogą oraz chcą pomóc.