Nie bez powodu Sri Lanka od wieków nazywana jest perłą Oceanu Indyjskiego. To malutkie i z pozoru nic nieznaczące państwo kryje w sobie wiele tajemnic i potrafi zadziwić niejednego. Rajskie plaże, majestatyczne wodospady, góry porośnięte bananowcami i największe na świecie plantacje herbaty rok rocznie przyciągają miliony turystów.
Tym razem Sri Lanka stała się celem i mojej podróży a dokładniej organizowanego przez Rotaract Club of Colombo „Escape to paradise”.
Podróżowanie zawsze było i jest dla mnie priorytetową formą spędzania wolnego czasu. Jak to kiedyś ktoś mądrze powiedział: „nic tak nie kształci jak podróże”. Każda, nawet najdrobniejsza wycieczka dostarcza nam niesamowitych wrażeń i daje możliwość poznania niezwykłych ludzi, w szczególności tych z naszej rodziny Rotariańskiej. Stanowi to okazję do rozmowy i wymiany poglądów, podzielenia się doświadczeniem i pomysłami związanymi z działalnością zagranicznych klubów.
Jedną z największych zalet wyjazdów organizowanych przez kluby Rotaract jest możliwość spojrzenia na świat oczyma lokalnych mieszkańców, którzy poza codziennymi obowiązkami, tak samo jak my, znajdują czas na pomoc potrzebującym. Inaczej wygląda zwiedzanie z przewodnikiem turystycznym, w klimatyzowanym autokarze, gdzie tylko zza szyby można oglądać najważniejsze zabytki. Inaczej wygląda wycieczka w gronie przyjaciół, którzy są w stanie z sercem zaprezentować nam kulturę swojego kraju, zabrać nas w takie miejsca, do których żaden turysta wcześniej nie dotarł, pokażą prawdziwą Sri Lankę, jakiej nie zobaczymy na pocztówkach czy na Wikipedii.
„Escape to paradise” to cykliczny projekt skierowany do członków klubów Rotaract na świecie. Ma on na celu zaprezentowanie ludziom z zagranicy pięknego i rajskiego kraju, jakim jest Sri Lanka oraz kultury i magii tego miejsca. Krótko mówiąc jest to taka zagraniczna wersja Poland Trip’a.
Aby wziąć udział w wycieczce trzeba wysłać aplikację i zostać wybranym. Uczestników może być tylko 6, więc nie jest to łatwe zadanie, szczególne że nacisk kładzie się na kreatywność i prezencję kandydatów. Najmilszy moment to ten, w którym na skrzynce pocztowej znajduje się mail z tytułem: „Gratulacje, zostałeś wybrany!”. Emocje sięgają zenitu!
Razem ze mną na Sri Lankę pojechało 5 osób. Pierwszym szczęśliwcem był Mołdawianin reprezentujący klub z Dubaju, potem kolejno Chorwatka, Pakistańczyk, Jordanka i Bułgar. Przez cały wyjazd mieliśmy do dyspozycji swój własny mini autobus. Był to chyba najbardziej głośny i rozśpiewany pojazd na drodze. Wyjazdy Rotaractu zdecydowanie nie słyną z nudy. Mimo wstawania o 4 rano i ruszania w drogę, zawsze mieliśmy energię i chęć do śpiewania, rozmów a nawet tańców!
Smaki Sri Lanki – sztuka parzenia herbaty
Pierwsze, co przychodzi nam na myśl mówiąc o Sri Lance to z pewnością herbata. Jest to w pełni prawidłowe skojarzenie, gdyż kraj ten jest jednym z jej największych światowych producentów. To, co w Europie zwykło się uważać za czarną herbatę, to tak naprawdę w większości przypadków gatunek z Cejlonu.
Obowiązkowym punktem (i dla mnie najważniejszym, jako fanki herbaty) naszej wycieczki były plantacje herbaty. Razem z moimi towarzyszami podróży mieliśmy okazję wysłuchać wielu ciekawych informacji na temat parzenia i produkcji herbaty. Na dodatek degustacja świeżo przygotowanej herbaty z widokiem na góry porośnięte krzewami herbacianymi była naprawdę niesamowitym przeżyciem!
Podczas zwiedzania plantacji dowiedzieliśmy się, że Cejlon początkowo słynął z plantacji kawy. Co ciekawe w XIX wieku zaatakowała je rdza kawowa (rodzaj grzyba) i większość upraw została zniszczona. To wtedy, w latach 70-tych XIX wieku zaczęto na Cejlonie uprawiać herbatę. Najlepsze gatunki zbiera się ręcznie. Zbieracze odrywają jedynie 2-3 najmłodsze, najświeższe listki. Następnie poddawane są one więdnięciu, skręcaniu, a na koniec są fermentowane i suszone. Całość wędruje na aukcję herbaty, gdzie specjaliści z ponad 30 letnim doświadczeniem sporządzają mieszanki, które potem pakuje się w torebki i wysyła np. do Polski.
W drodze do Colombo – o sile samochodowego klaksonu
Jeszcze przed wjechaniem do miasta, można poczuć jego atmosferę. Już na przedmieściach czuć zbliżającą się katastrofę, czyli słynne azjatyckie korki.
Na Sri Lance w praktyce nie obowiązują zasady ruchu drogowego. Poza faktem, że ruch jest lewostronny, reguły poruszania się po drodze dyktuje klakson. Hałas na drogach jest niesamowity (szczerze współczuję mieszkańcom). Wyjeżdżając na drogę – trąbimy, chcemy skręcić – trąbimy, przejechać – trąbimy i dociskamy gaz. Dodatkową trudnością są wszechobecne tuk-tuki, czyli słynne azjatyckie trójkołowce, które z niesamowitą precyzją przeciskają się między innymi uczestnikami ruchu.
Wniosek z tej lekcji jest jeden, trzeba zrobić prawo jazdy na tuk-tuk!
Samo Colombo przypomina raczej Nowy York a nie, wydawać by się mogło, azjatycką mieścinę. Z daleka widać liczne drapacze chmur (mają nawet swoje World Trade Center!). Jest to jedyne miasto na wyspie o takiej architekturze, centrum biznesu i turystyki.
W Colombo spędziliśmy 3 dni. Z uwagi na to, że byliśmy tam pod koniec wyjazdu, nie obyło się bez zakupów. Każdy z nas wyposażył się w sarong – tradycyjną część ubioru męskiego (chusta owijana wokół pasa; wygląda jak męska spódnica) oraz w butelkę lokalnego trunku produkowanego na bazie kokosów – arrack. W stolicy najpopularniejszym miejscem na zakupy jest targ Pettah. Można tam kupić wszystko (od butów po żywność i elektronikę) oraz spróbować swoich sił w targowaniu się.
Boso przez świątynie
Sri Lanka to kraj, w którym króluje buddyzm. Poza dużą ilością świątyń prawie w każdym mieście i wiosce można zaobserwować mnichów oraz posążki Buddy (czasami olbrzymich rozmiarów). Mali chłopcy posyłani są przez rodziców do świątyń, gdyż ich obowiązkiem jest przez klika miesięcy być mnichem.
Najbardziej utkwiła mi w pamięci wizyta w świątyni buddyjskiej. Był to dla mnie pierwszy raz, kiedy miałam styczność z tą religią. Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że „na dzień dobry” poproszono mnie o zdjęcie butów i okrycie się 3 chustami tak, żeby absolutnie żadna część mojego ciała poza dłońmi i głową nie była widoczna.
W świątyniach zawsze unosi się piękny zapach storczyków i palących się kadzidełek. Jak się okazuje, Buddyzm jest religią, która nie uznaje Boga, gdyż stałoby to w sprzeczności z ideą karmy i reinkarnacji. Cześć oddaje się posągom Buddy poprzez złożenie kwiatów i zapalenie świeczek.
Przygoda ze słoniem
To był sukces! Po wielu dniach poszukiwań w końcu się udało i na naszej drodze stanął słoń (i jego opiekun). Z piskiem opon zatrzymaliśmy się na środku drogi a poganiacz słonia z lekkim zdziwieniem zgodził się na zrobienie kilku zdjęć i nakarmienie jego pupila, a jakże by inaczej, bananami.
Marzeniem każdego z nas od zawsze było zobaczyć słonia na żywo. Jak się okazuje nie jest to takie proste, gdyż dzikie słonie na Sri Lance to teraz rzadkość. Większość z nich znajduje się obecnie w sierocińcu Pinnawala oraz na terenie Parku Narodowego Uda Walawe.
Działalność klubów Rotaract na Sri Lance
Klubów Rotaract na Sri Lance jest stosunkowo dużo, bo 54 z czego w samej stolicy aż 35! Na dodatek każdy z nich liczy około 30 osób. Klubem, który miałam okazję poznać bliżej był Rotaract Club of Colombo, drugi najstarszy klub na świecie (założony w 1969 roku).
Działalność tego klubu skupia się głównie na pomocy lokalnej społeczności, a w szczególności domom dziecka i szkołom. Na Sri Lance problemem jest duży odsetek dzieci nieznających języka angielskiego (który jest również używany jako język oficjalny) oraz nieumiejących posługiwać się komputerem. Jednym z projektów Rotaractu jest bezpłatne udzielanie lekcji informatyki i angielskiego w szkółkach niedzielnych. Ponad to przeprowadzają akcje na rzecz domów opieki oraz liczne koncerty.
Podczas mojej wycieczki miałam możliwość brania udziału w trzech projektach. Celem zarówno pierwszej jak i drugiej akcji było wsparcie domów dziecka położonych w małych wioskach. Naszym zadaniem, jako uczestników z zagranicy, było przekazanie dzieciom wiedzy na temat innych państw. Były warsztaty z rysowania, uczyliśmy się lokalnych tańców ludowych oraz gry w krykieta. Dla dzieci ogromnym przeżyciem była rozmowa z nami i z pewnością otworzy im to oczy na świat.
Trzecia akcja dotyczyła pomocy nie dzieciom a żółwiom. Wyposażeni w łopaty sadziliśmy drzewka na jednaj z plaż, gdzie żółwie wychodzą z morza składać jaja. Miało to zapewnić im ochronę i odgrodzić miejsce od pobliskiej drogi.
Podsumowując, zachęcam wszystkich do aplikowania na takie wyjazdy, bo naprawdę warto! Poza walorami turystycznymi można się dużo nauczyć o działalności Rotary, zainspirować projektami innych klubów, poznać niesamowitych ludzi. Pamiętajmy, że Rotaract to nie tylko Polska, ale cały świat, który na nas liczy.
Anna Grzywacz
Rotaract Klub Kraków-Wawel