Nie skończyła liceum, ale dostała się na prestiżowe studia w Londynie. Jak to możliwe?
Właśnie wróciła po roku mieszkania w niewielkiej miejscowości w USA. Ale zaraz pakuje walizki, bo niedługo pierwsze zajęcia na London School of Business and Finance, International Business . Chociaż jej rówieśnicy właśnie rozpoczynają trzecią klasę liceum, a ona nie ma ukończonej szkoły i zdanej matury, jednak będzie studiowała. To możliwe, ponieważ mieszkając w stanach przez rok zrealizowała program, który pozwolił jej zdać ich odpowiednik matury, a to oznacza, że londyńska uczelnia stanęła przed nią otworem. Uspokoimy malkontentów, którzy zaraz zaczną narzekać, że polskie szkolnictwo nie nadąża za światowymi trendami. W Polsce Agata też dostałaby się na większość wymarzonych kierunków studiów, musiałaby tylko przejść rozmowę kwalifikacyjną.
Nie tylko nauka zajmowała jej czas.
– Mieszkałam w bardzo małej miejscowości – wspomina Agata. – Było w niej nie więcej niż 1000 osób od jesieni do wiosny. Za to wiosną okolica zaczynała tętnić życiem. To takie nasze Mazury, z tysiącem jezior. Moje host rodziny bardzo się od siebie różniły. W pierwszej, host mother była pastorem. Nie mieli dzieci. Doskonale się w nimi dogadywałam. Mama była ciągle na diecie, więc jadałam w tym domu bardzo zdrowe posiłki. Druga moja rodzina była zupełnie inna. Wielodzietna. Często na obiad jadaliśmy pizzę, inne niezdrowe dania. Za to trzecia host mother była weganką. Dzięki temu znów udało mi się schudnąć! Oczywiście mówienie tylko o nawykach żywieniowych w rodzinach nie jest takie ważne, ale chciałam pokazać, że nawet w tak małej miejscowości można spotkać bardzo różnych ludzi – dodaje.
Oprócz tego Agata zwiedziła Chicago, gdzie jadła barszcz i pierogi w polskiej restauracji. Uznała jednak, że nie smakują tak samo, jak te w kraju. I aby zakończyć kulinarny wątek napiszę jeszcze o kulinarnym konkursie, który wygrała. Zajęła pierwsze miejsce w stanie. Jako główne danie, zrobiła kurczaka w sosie winno-grzybowym.
Oprócz Chicago Agata zwiedziła też…szpital. Ale zamiast najeść się strachu, nawet jazdę karetką uznała za dobrą przygodę. Na szczęście okazało się, że jest to niegroźne uczulenie, za to miała możliwość obejrzenia miejsca widywanego do tej pory tylko na filmach.
Amerykańskie ciekawostki, czyli spostrzeżenia Agaty
Przed egzaminami z przedmiotów rozszerzonych, każdy jest dokładne sprawdzany, nawet wykrywaczem metali.
W Ameryce poziom nauczania jest niższy niż w Polsce, ale dotyczy to tylko przedmiotów na poziomie podstawowym. Jeśli uczeń wybiera poziom zaawansowany, to nauki jest dużo więcej i jest ona bardziej skoncentrowana na konkretnej dziedzinie. Na przykład można wybrać poziom zaawansowany tylko z algebry lub tylko z literatury angielskiej.
W szkole nauczyciel jest raczej parterem do dyskusji, pozwala uczniowi częściej na wyrażanie własnych opinii, nawet zmusza do samodzielnego myślenia. Jest też mniejszy dystans pomiędzy nauczycielami i uczniami, zapewne ze względu na strukturę języka. Do nauczyciela mówi się często po imieniu.
Klub Rotary w miasteczku, które ma 1000 mieszkańców liczył aż 50 osób! Dzięki temu bardzo często uczestniczyli w ważnych akcjach, sami je inicjowali. Zrzeszanie się w klubach ma w Ameryce długą tradycję. Podobnie jak praca charytatywna na rzecz innych. Współpraca z lokalnymi władzami jest doskonała.
A każdym języku nasz głos brzmi inaczej. Spróbujcie się nagrać mówiąc po polsku, a potem to samo powiedzcie po angielsku.
Dorota Kowalewska
fot. z archiwum własnego Agaty